Postanowiłem o tym napisać, ponieważ kilkukrotnie w ostatnim czasie słyszałem opinię “Dostępność? Po co mi to? Niewidomi to nie nasza grupa docelowa”, bo np. sprzedaję aparaty fotograficzne. Abstrahuję już od zasadności wykluczenia tej czy innej grupy z grona potencjalnych klientów, zwłaszcza w obliczu niedawnej dyskusji dot. wyboru aparatu fotograficznego, która miałem okazje śledzić na liście dyskusyjnej Polskiego Związku Niewidomych.
Rzecz w tym, że dostępność to nie tylko niewidomi i niedowidzący. Rzecz jasna stanowią dość jaskrawy przykład grupy, która traci na tworzeniu stronopodobnych potworków nazywanych serwisami internetowymi. Ale nie wyczerpują tematu.
Równie pokrzywdzeni często są posiadacze nietypowej konfiguracji (np. z wyłączonym flashem, czy nie obsługujący grafiki), użytkownicy mniej popularnych przeglądarek też nieraz musieli borykać się z takim czy innym serwisem. Wystarczy spojrzeć na osiołki.net. W ich bazie aż roi się od stron, które na dzień dobry informują, że korzystanie z serwisu możliwe jest tylko jednej konkretnej przeglądarce.
Do juz zebranych trzeba jeszcze doliczyć osoby posługujące się klawiaturą do nawigacji po stronach. Ja sam pracując na komputerze przenośnym wolę obsługiwać go “z klawiszy” zamiast gładzic małą płytkę. Nie sądzę, żebym był wyjątkiem. Robię to dla własnej wygody, ale z internetu korzystają też osoby, które nie mają w tym względzie wyboru.
Osobom niesłyszącym na nic nie przyda się arcyciekawy wywiad zamieszczony na twojej stronie, jeśli nie uzupełnisz ścieżki dźwiękowej tekstem.
I w ten sposób z małych kilku procent zrobiła się pokaźna grupa potencjalnych użytkowników. A to jeszcze nie pełna “lista obecności”. Naprawdę masz zamiar ignorować tych wszystkich ludzi?
PS: Jak skończy się szaleństwo pierogowo-porządkowe obiecuję wrócić do częstszego i obszerniejszego pisania